Przyzwyczaiłem się do
tego, że od śledzenia wydarzeń w polskiej piłce ręce opadają,
ale od sobotniego meczu Wisły z Legią, ręce opadły mi nieco
bardziej. Najpierw zaatakowali mnie sędziowie, a potem poprawił
jeszcze Jacek "one-man-army" Bednarz, który niedługo sam
będzie wykładał papier toaletowy na stadionie. Ale spokojnie, to
tylko taka zmyłka, już latem zaczyna się budowanie wielkiej Wisły.
Tia...
Na razie dajmy spokój
medialnym snom o potędze i zwalnianiu sprzątaczek, skupmy się na
tym, co wydarzyło się w trakcie i po sobotnim spotkaniu. Co tu dużo
kryć, w sobotnim szlagierze sędziowie mylili się w sposób, który poważnie podważa ich kompetencje do prowadzenia zawodów
sportowych nie tylko na tym szczeblu.
To, co odwalał (to i tak
delikatne sformułowanie) sędzia Sebastian Jarzębak, pełniący w
tym meczu funkcję arbitra bramkowego, nie tyle wymaga wyciągnięcia
konsekwencji dyscyplinarnych, co wysłania człowieka na przymusowe
badania wzroku i wprowadzenia sądowego zakazu prowadzenia pojazdów
mechanicznych. Z taką wadą wzroku chłop jest po prostu zagrożeniem
dla siebie i otoczenia. Wystarczy zerknąć >>TUTAJ<<.
Przecież on się patrzy na akcję, więc musi widzieć, że piłka
wyszła (jeżeli ktoś jest niedoinformowany, to śpieszę wyjaśnić,
że po tym dośrodkowaniu padła bramka na 0:1, uznana).
Ale na tym nie koniec
cyrku z udziałem tego konkretnego pana, bo w drugiej połowie z
podobnej odległości nie zauważył, że Dusan Kuciak wypadł z piłką poza linię końcową i to w sposób chyba
nawet bardziej ewidentny (>>TUTAJ<<). Do tego dochodzą jeszcze kontrowersje
dotyczące starcia Kuciaka z Pareiką w ostatnich sekundach meczu i
niepodyktowany rzut karny dla Wisły po zagraniu ręką przez Tomasza
Jodłowca.
Kuciak miał w zamieszaniu
uderzyć Pareikę, czego ja osobiście nie widziałem ze względu na
to, że realizator starał się jak mógł, by nie relacjonować
całego zajścia. Jednak jeżeli do czegoś doszło, pan Jarzębak
musiał to widzieć, bo stał tuż obok. Natomiast co do karnego mam
mieszane uczucia. Dla mnie była to ewidentna jedenastka, ale jako
kibic Wisły boję się, że mogę być nieobiektywny, a muszę
przyznać, że w podobnych sytuacjach arbitrzy nie zawsze dyktują
rzuty karne. Tu winne są przede wszystkim przepisy, a raczej to, że
sędziowie nagminnie stosują się do nich z dużą dozą dowolności.
Sytuację można obejrzeć >>TUTAJ<<. Dlaczego twierdzę,
że to był rzut karny? Bo gdyby sytuacja miała miejsce poza polem
karnym, to sędzia niemal na pewno odgwizdałby przewinienie.
Oczywiście, Jarzębak
robi teraz za najwyższe drzewo w lesie i wszystkie gromy ciskane są
w niego, bo jego błędy były karykaturalne. Jednak nie należy
przymykać oka na postawę arbitrów liniowego Roberta Siejki i
głównego Huberta Siejewicza. Obaj w tych sytuacjach wykazali się
podobną nieudolnością. Koniec końców Siejewicz po meczu wyszedł
do mediów i publicznie przeprosił za błąd (jeden, ten przy
pierwszej bramce). Przyznam szczerze, że mnie tymi przeprosinami
tylko bardziej zdenerwował.
Wiele, wiele lat temu,
kiedy Siejewicz był początkującym arbitrem na poziomie
Ekstraklasy, uchodził za nadzieję polskiego sędziowania. Wnosił
na boisko nowe standardy – kultura, zdecydowanie, ale przede
wszystkim rozsądek. Siłą rzeczy, nawet pomimo błędów zwalanych
na karb braku doświadczenia, był chwalony - także przez media. I
chyba Siejewicza zagłaskano, bo nie tylko wraz ze zdobywanym
doświadczeniem nie poprawił swojego warsztatu, ale wręcz cofnął
się w rozwoju. Z rundy na rundę sędziuje coraz słabiej, tylko
mało się o tym mówi, bo łatka dobrego arbitra przylgnęła do
niego równie mocno, co łatka talentu do niektórych piłkarzy. Co z
tego, że sprawia dobre wrażenie przed kamerą, skoro sędziuje
fatalnie?
Jednak na wystąpieniu
Siejewicza sprawa się nie kończy. W Krakowie zawrzało, bo zawrzeć
musiało. Trudno nie poczuć rozgoryczenia, kiedy kolejny raz w tym
sezonie sędziowie w ewidentny sposób mylą się na niekorzyść
Wisły. Rozumiem frustrację kibiców, rozumiem poczucie bycia
oszukanym u piłkarzy, rozumiem nawet nieostrożne wypowiedzi
trenera. Nie rozumiem natomiast >>TEGO<<.
Kibice to kibice, oni żyją
meczami swojej drużyny, każdy taki szwindel boli ich jak cios
prosto w serce. Piłkarze walczą na boisku, to ich sędziowie
oszukują. Po trenerze można by oczekiwać nieco więcej spokoju,
ale to on jest najbliżej drużyny i to on najczęściej ponosi
odpowiedzialność za wyniki – wiadomo, że nie zawsze da radę
stłumić emocje. Ale to pismo? To napisał klubowy oficjel w
kilkanaście godzin po meczu. Raz, że od takiej osoby należy z
urzędu wymagać pewnej powściągliwości i dozy dyplomacji. Dwa, że
miał dość czasu, by ochłonąć i poukładać sprawę w głowie.
Tymczasem ten list ociera
się o śmieszność. Niezgrabny, z kilkoma błędami, pisany
językiem zagniewanego licealisty, a w tonie przypominający reakcję
pięciolatka z piaskownicy. Kolega zniszczył mi babkę, to ja
zabieram wiaderko i idę do domu. "Galeria Sędziowskich Sław"?
Poważnie? Czy może to jest jakaś gruba ironia, której po prostu
nie załapałem? Przypomina mi się scena z gablotą nieobsługiwanych
klientów z "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Sęk w
tym, że Wisła wcale nie wcieli się w rolę kierownika sklepu tylko
klienta, który poobrażał wszystkie sklepy.
Bo jak dokładnie
wyobrażają to sobie pomysłodawcy? Wchodzi arbiter do szatni i
widzi szpaler zdjęć, na który składają się niemal wszyscy
ekstraklasowi sędziowie. I co? Robi to na nim jakieś wrażenie?
Przecież to oczywiste, że prędzej czy później wyląduje tam
każdy arbiter. W poważnych ligach sędziują poważni sędziowie, a
jednak też popełniają poważne błędy w poważnych meczach. Nasza
liga od A do Z jest niepoważna. Niepoważni są działacze,
niepoważni są trenerzy, niepoważni są piłkarze, niepoważny jest
poziom zawodów i siłą rzeczy sędziowie do poważnych także nie
należą i prędko należeć nie będą. Bo niby jak?
Dzisiaj Wisła wystosowała
nieco rozsądniejsze pismo, które znajdziecie >>TUTAJ<<.
Niby wszystko fajnie, ale przyjrzyjmy się punktom 3 i 4. Czego tak
naprawdę spodziewa się klub? Że PZPN zawiesi połowę
ekstraklasowych sędziów? A skąd weźmie następców? Z niższych
lig? Ilu tam może być arbitrów, którzy będą lepsi od tych
odrzuconych i ile czasu zajmie im popełnienie błędów, które
zdaniem klubu wymuszą ich degradację i szukanie kolejnych
zastępców? Przecież to jakaś piramidalna bzdura, bicie piany całkiem oderwane od rzeczywistości.
Szkoda, że klub znowu
zawiera głupoty w poważnym piśmie, bo akurat punkt piąty wydaje
mi się istotny i godny poważnego podjęcia, a ja osobiście jestem
gotów podpisać się pod nim obiema rękami. Jak na razie dodatkowi
sędziowie jeszcze na nic się nie przydali, a kilka widowisk zdążyli
zepsuć swoją obecnością. Eksperymenty eksperymentami, ale nie
kosztem odbierania resztek powagi rozgrywkom na najwyższym krajowym
szczeblu.
Szkoda także, że tak
nieumiejętnie podjęta sprawa prawdopodobnie obróci się przeciwko
klubowi. Już prezes Boniek swoją dzisiejszą wypowiedzią wbija
szpilki i próbuje przywołać Bednarza do porządku. A przecież
Boniek tak naprawdę w tej sprawie bezpośrednio nie uczestniczy. O
wiele bardziej zainteresowane jest zapewne samo środowisko
sędziowskie, które po takim ataku ze strony klubu, na Wisłę
przychylnie patrzeć nie będzie.
Co z tego, że to Wisła
ma w tym sporze rację? Co z tego, że to Wisła jest płacącym
klientem, który wymaga jedynie pewnego standardu usług? Jednak
rynek sędziowski nie jest sklepem działającym na zasadach wolnego
rynku, póki co wciąż przypomina bardziej urzędniczy relikt PRL-u.
Realia są takie, że w lidze warunki dyktuje sędziowska klika,
która tupania nogą się nie wystraszy, bo wie, że niewiele można
jej zrobić.
W żadnym razie nie
sugeruję tu jakichś fryzjerskich machlojek, jednak problem
kiepskiego sędziowania istnieje, a samo środowisko sędziowskie
wydaje się nie tylko niezdolne, ale także niechętne do rozwiązania
tego problemu. Żeby zmienić tę sytuację, trzeba wykonać sporo
pracy u podstaw, dokonać pewnych fundamentalnych reform systemowych,
choćby w sposobie szkolenia sędziów. W tę stronę należy
kierować wysiłki, a nie przychodzić z awanturą do Urzędu
Skarbowego, bo na kłótniach z urzędnikami raczej dobrze się nie
wychodzi.