wtorek, 6 sierpnia 2013

Dziki będzie jeszcze bódł?

Trzy kolejki ligowe za nami i poza tym, że Legia tłucze wszystkich równo, niewiele można powiedzieć o nowym sezonie. Mocne na papierze Śląsk i Lech jeszcze nie wygrały meczu. Małą sensacją może być Widzew, który punktuje niemal równie dobrze, co przed rokiem, ale... Chyba wszyscy pamiętamy jak to wyglądało potem. Walka o utrzymanie do ostatnich kolejek.

Dlatego też w wypadku Wisły, która jeszcze nie przegrała meczu, również warto wstrzymać się z otwieraniem szampanów. Biała Gwiazda póki co imponuje w tyłach, głównie za sprawą rewelacyjnie dysponowanego Głowackiego. Na upartego można też dopatrywać się zalążków krakowskiej gry z przodu – piłka sunie po murawie jak należy, a nie fruwa gdzieś pod dachami stadionów. To by było na tyle jesli idzie o pozytywy.

Po stronie mankamentów, lista jest chyba jednak dłuższa. Pomimo decydującej bramki zdobytej w ostatnich sekundach meczu w Kielcach, końcówki w naszym wydaniu wypadają słabo – ofensywa znika z pola widzenia, a defensywa zaczyna się gubić. Nie dość, że w końcówkach fundujemy sobie nerwówkę związaną z błędami indywidualnymi, to jeszcze jako formacja obrona przestaje stanowić monolit. Im bliżej końcowego gwizdka, tym łatwiej Wisłę rozprowadzić lub zmusić do desperackich interwencji. Przykłady? Bramka Lisowskiego, atak Bunozy na Sobotę – to tak na szybko.

Jednak zdecydowanie większym zmartwieniem trenera musi być ofensywa. Sytuacje, które stwarzamy sobie w każdym meczu, drwal-alkoholik mógłby zliczyć na palcach jednej dłoni. W tej rundzie raczej nie przebiliśmy jeszcze progu 10 celnych strzałów na bramkę rywali, a jedyne bramki padły po strzałach z dystansu Garguły. No i po rzucie karnym Chrapka.

Do tego dochodzi nasza wąska kadra. Ze sporą obawą obserwowałem jak arbiter niedzielnego starcia rozdawał kartoniki naszym zawodnikom. Po trzech seriach spotkań zebraliśmy ich już osiem, z czego siedem jest na koncie zawodników defensywnych, czyli narażonych na kolejne upomnienia.

Jeśli nie zbawić, to przynajmniej pomóc w rozwiązaniu części problemów mają transfery. Nawet jeżeli nazwiska kojarzone z Wisłą okażą się tylko uzupełnieniami składu, to i tak jest to gra warta świeczki. Najwięcej kibice obiecują sobie po zawodniku, który podpisał już kontrakt. Kim dla Wisły jest Paweł Brożek, przypominać nawet nie wypada. Pozostaje jeszcze pytanie o jego formę, jednak po meczu ze Śląskiem fani wydają się spokojniejsi.

Jednak moją uwagę w niedzielę przykuł nie Brożek, a inny z Wiślaków i o nim chciałem napisać kilka słów. Rafał Boguski. Pamiętacie takiego piłkarza? Kiedyś wydawało się, że może odegrać jakąs rolę w reprezentacji, dzisiaj nadgorliwi odesłaliby go na rentę inwalidzką. Urazy, rehabilitacje, niekończące się przerwy w treningach – to wszystko zepchnęło tego obiecującego zawodnika w ligową szarzyznę.

Najlepsze dni Boguskiego przypadają na czas jego współpracy z Maciejem Skorżą, a może przede wszystkim z Pawłem Brożkiem. W ten weekend dwaj Wiślacy znów stanęli przed szansą, by zaprezentować się jako boiskowy duet i...

Niemal za każdym razem, kiedy Boguski kopał piłkę, ja miałem ochotę kopnąć w ekran i dać sobie spokój z oglądaniem. Gwałt na piłce emitowany w biały dzień. Nie chodzi nawet o zmarnowaną sytuację bramkową. Tak, Boguski mógł to uderzyć lepiej, ale nie uderzył źle – to przede wszystkim zasługa bramkarza, że nie padł gol. Jego lob z pierwszej połowy też był groźny. Gorzej z podaniami, te niemal bez wyjątku lądowały pod nogami rywali. W wielu wypadkach trudno dociec kto w ogóle miał być ich adresatem.

Ale nie piszę tego tekstu, by pastwić się nad zawodnikiem. Wręcz przeciwnie, chcę go pochwalić. Jak głupio by to nie zabrzmiało, Boguski był tego dnia jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. Oczywiście koledzy i rywale w większości nie zawiesili mu poprzeczki zbyt wysoko, ale nie o to chodzi. Boguski we Wrocławiu pokazał, że na warunki naszej ligi może być gwiazdą – brak mu "jedynie" czucia piłki.

Nawet pisząc te słowa, podskórnie czuję się dziwnie. Jak piłkarz, który ma problemy z najprostszym kopnięciem, może zarazem wyróżniać się na plus i to aż tak bardzo? A jednak jest to faktem. Ujmując rzecz obrazowo – pamiętacie ile zagrań w tym meczu Boguski zepsuł? Dużo, bardzo dużo. Sęk w tym, że żeby móc zepsuć zagranie, najpierw musiał dostać piłkę pod nogi lub samemu ją wywalczyć. Wniosek? Boguski był nieprawdopodobnie aktywny.

Boguski bronił i odbierał piłki rywalom, Boguski atakował i pokazywał się partnerom do gry. W lidze, w której napastnicy sami szukają obrońców, za którymi mogliby się ukryć, Boguski jest chlubnym wyjątkiem. Autentycznie szuka gry i chce mieć piłkę przy nodze. Ale to nie oddaje w pełni jego zasług, bo co innego chcieć, a co innego realizować swoje zamiary. A Boguski potrafił gubić krycie, potrafił znaleźć się w takim miejscu, że partner po prostu musiał mu podać. To samo tyczy się defensywy, gdzie Wiślak nękał rywali dopóki nie popełnili błędu lub dopóki on sam nie wywalczył futbolówki.

W meczu ze Śląskiem, jeśli idzie o postawę bez piłki, widzieliśmy starego, dobrego "Dzikiego", zawodnika, który właśnie swoją boiskową pracowitością zapracował na powołania do reprezentacji. Wielu liczy na to, że współpraca z Boguskim pozwoli odbudować się Brożkowi, tymczasem możliwe, że to powrót Brożka okaże się bodźcem, który piłkarsko wskrzesi Boguskiego. Pod warunkiem, że to w ogóle możliwe.

Nie oszukujmy się – teraz chwalę Boguskiego, ale by był to zawodnik pełnowartościowy, musi lepiej operować piłką. A to niekoniecznie musi leżeć w jego zasięgu. Źródłem całego zła są oczywiście kontuzje, które na dobrą sprawę przerwały karierę tego piłkarza – bo to, co robi teraz, ma się nijak do przyszłości, którą mu wróżono.

Sedno problemu leży w tym, że niepewne kopnięcia Boguskiego raczej nie płyną z zaległości treningowych, czy braku regularnych występów. Boguski do formy stara się dojść już kilka rund i coraz więcej wskazuje na to, że prawdziwy problem kryje się w głowie zawodnika. Przy czym w żadnym razie nie zarzucam mu, że robi to w jakikolwiek sposób naumyślnie. Po prostu pod wpływem urazu, a szczególnie nieprawidłowej rehabilitacji, organizm potrafi wykształcić niewłaściwe przyzwyczajenia – np. co do sposobu stawiania nogi.

W obawie przed bólem czy odnowieniem się urazu w codziennych sytuacjach stawiamy nogę tak, by zmniejszyć obciążenie obszaru urazu. O ile w codziennym ruchu taka zmiana potrafi zostać niezauważona, to w wyczynowym sporcie różnica potrafi być drastyczna. Wystarczy, że zawodnik inaczej będzie stawiał nogę postawną, starał się oszczędzić staw czy mięsień. Nagle okazuje się, że kopnięcie do partnera ląduje pod nogami przeciwnika. Jest to o tyle frustrujące, że zdarza się przy najprostszych zagraniach, co do których piłkarz nie ma wątpliwości, że się powiodą.

Chodzi o rozkład sił, który przy każdej, nawet drobnej zmianie postawy jest inny. To oznacza, że to samo ułożenie stopy, które gwarantowało precyzyjne zagranie, teraz może zakończyć się nawet  spektakularnym kiksem. Nagle okazuje się, że całe wyszkolenie zawodnika zniknęło i piłkarz musi uczyć się poruszać swoim ciałem niemal od podstaw. Z tą różnicą, że teraz ma trudniej, bo jego ciało ma już nauczony inny, niewłaściwy zestaw ruchów, którego musi się oduczyć.

Oczywiście prostszym wyjściem wydaje się to, by Boguski obszedł blokadę w swojej głowie, zaczął układać ciało tak jak przed urazem. Sęk w tym, że to może nie wyjść mu na zdrowie. Od dłuższego czasu widzimy, ze zawodnik boryka się z problemami zdrowotnymi i co jakiś czas potrzebuje nadprogramowej porcji odpoczynku.

Tak czy inaczej chciałbym aby Boguski zdołał choćby w pewnym stopniu się odbudować. Nie chodzi nawet o to, że "Dziki" w formie to wielkie wzmocnienie Wisły. Po prostu ten zawodnik nie zasługuje na to, by kończyć karierę jako ligowy szarak mający problemy z celnym kopnięciem piłki. Mam w pamięci jego bramki, asysty, wiele kluczowych podań – Tottenham, Beitar, Jagiellonia, Polonia Bytom i wiele, wiele więcej. Paskudną koleją losu byłoby, gdyby te wspomnienia zostały zatarte, przez to, co Boguski prezentuje w ostatnich sezonach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz