środa, 7 listopada 2012

Polska bramkarzami stoi?

Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie ważyłby się zakończyć tego zdania znakiem zapytania. Dzisiaj patrzę na powołania Waldemara Fornalika i odczuwam delikatny niepokój. Nie chodzi mi o losy starcia z Urugwajem, to mecz towarzyski – sukcesem będzie, jeśli kilku piłkarzy potraktuje go poważnie.

Idol "Januszów"

Chodzi raczej o datę 22 marca 2013 roku. Wtedy (o ile pogoda znów nie zaskoczy operatorów stadionu) Polska będzie podejmować Ukrainę. Kto stanie w naszej bramce? Kandydatem numer jeden jest Przemysław Tytoń. To niezły bramkarz, choć uważam, że w Polsce nieco przereklamowany. Stał się idolem "Januszów", od kiedy obronił jedenastkę przeciwko Grecji, ale prawda jest taka, że na przedpolu jest mocno niemrawy. Klasą światową bym go nie nazwał.

Jest też jeszcze jedna kwestia, doskonale znana kibicom, ale dla "Januszów" mogąca być rewelacją. Otóż Tytoń stracił miejsce w bramce PSV Eindhoven. Polak zagrał w pierwszych 5 kolejkach, puścił w sumie 6 bramek, raz zachował czyste konto i po porażce z Utrechtem Dick Advocaat zrezygnował z usług naszego reprezentanta. Teraz między słupkami PSV stoi Boy Waterman, który w 6 meczach tylko 3 razy wyciągał piłkę z siatki i aż 4 razy zachował czyste konto.

Mecz z Utrechtem odbył się 16 września. Tamten dzień od 22 marca dzieli ponad 6 miesięcy. Jeżeli do tego czasu Tytoń nie podniesie się z ławki, główny kandydat do bronienia w kadrze będzie miał za sobą półroczny okres bez regularnej gry o stawkę. Raczej kiepska perspektywa. Na Urugwaj Fornalik powołał jednak jeszcze tylko Tomasza Kuszczaka.

Brytyjska alternatywa

Do Kuszczaka nic nie mam. Dobry bramkarz – bazujący bardziej na wyszkoleniu niż na bramkarskim szaleństwie (jak np. Artur Boruc), a przy tym obdarzony genialnym refleksem na linii. Broni co prawda tylko w Brighton & Hove – aktualnie 8. pozycja w Championship – ale przynajmniej gra regularnie i to z pozytywnym skutkiem. Komplet 15 występów, 11 puszczonych goli i 5 razy zachowane czyste konto.

Jest jeszcze Wojciech Szczęsny. Ostatnio kontuzjowany, ponoć już w treningu, ale ani w lidze przeciwko Manchesterowi, ani wczoraj przeciwko Schalke, nie usiadł nawet na ławce. Jego nieobecność wśród powołanych nie dziwi. Pytanie brzmi - czy jego nazwisko będzie figurowało w powołaniach na Ukrainę? W okresie poprzedzającym kontuzję Arsene Wenger o Polaku nie wyrażał się już tak ciepło, jak kiedyś, a ostatnio niemal zupełnie o nim zapomniał.

Przed Euro Szczęsny w klubie występował pomimo urazu, choć był niemal wykluczony z treningów. Nowy sezon rozpoczął w wyjściowym składzie, po jednym meczu na dwa zniknął z klubowej kadry ze względu na drobny uraz. Wrócił w starciu z Southampton i choć Arsenal wygrał wysoko, to stracił jedną bramkę po kiksie Szczęsnego. Następnego dnia okazało się, że Polak ustąpi miejsca Vito Mannone w meczu Ligi Mistrzów. Powód? Kontuzja, której nabawił się jeszcze przed meczem ze Świętymi.

Pod koniec września w klubie przewidywano, że Polak do gry wróci za 2-3 tygodnie. Mamy listopad, Szczęsny w pełnym treningu jest od zeszłego poniedziałku, ale nie usiadł jeszcze nawet na ławce. W pierwszym składzie pewniakiem jest Mannone, który zbierał pochwały od szkoleniowca jeszcze przed meczem z Southampton. W tym sezonie Włoch zagrał już 8 spotkań w lidze. Puścił co prawda 7 bramek, ale 5 z nich w starciach z ligowym topem – United, City i Chelsea. Do tego trzeba pamiętać, że gromy po tych meczach leciały głównie w kierunku defensorów.

Może niepotrzebnie się martwię, może w sztabie Kanonierów po prostu dbają o zdrowie Polaka. Ale jeżeli szybko nie wróci do pierwszego składu, będziemy mieli kolejny poważny znak zapytania. W wariancie optymistycznym Szczęsny i Tytoń do marca wrócą do regularnego grania. Ale trener kadry powinien brać pod uwagę także wariant pesymistyczny.

Co jeśli Waterman i Mannone na dłużej zajmą miejsce w składach swoich drużyn, co na dziś wcale nie wydaje się takie nieprawdopodobne? Zostajemy z jednym Kuszczakiem. A co jeśli i jemu przytrafi się kontuzja albo zniżka formy? Mamy dwa terminy spotkań towarzyskich, żeby chociaż przyjrzeć się kandydatom – jeden teraz w listopadzie i jeden w lutym.

Z jednej strony niedobrze, że trener nie powołał nikogo poza Tytoniem i Kuszczakiem. Nie oczekiwałbym nawet, że taki zawodnik dostałby szansę gry, ale powołać by nie zawadziło. Z drugiej strony – kogo Fornalik miałby właściwie powołać? Tytoń, Kuszczak, Szczęsny, a potem długo, długo nic.

Łukasz Fabiański? W Arsenalu od dawna boczny tor, w dodatku kontuzja i konieczność operacji. Trenować zacznie prawdopodobnie w lutym. Artur Boruc? Znalazł sobie wreszcie klub – Southampton. Chłopiec do bicia, ale chociaż w Premiership. Niestety Boruc zagrał dwa razy, puścił 6 bramek i odreagował rzucając czymś we własnych kibiców. Teraz zastanawiają się w klubie – co z nim dalej zrobić.

Grzebanie w odpadkach

A jak tam nasi młodzi zdolni? Grzegorz Sandomierski wyjechał rok temu do belgijskiego Genku. Miejsca nie zagrzał, poszedł na wypożyczenie do Jagiellonii. Trochę u nas pograł, wrócił z wypożyczenia i natychmiast wysłano go na kolejne. Tym razem kierunek to Wyspy Brytyjskie, konkretniej grające w Championship Blackburn Rovers. Rovers pomału zbierają się do powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej, a Sandomierski gra... W rezerwach. A przynajmniej grał, bo niedawno ktoś przejechał mu w meczu butem po twarzy i Polak wylądował w szpitalu.

Jest ktoś jeszcze? Jak tam Esensej de Casa, szerzej znany(?) jako Wojciech Pawłowski? Ano, przyspawał się do ławki włoskiego Udinese. To może poszukajmy w Polsce? Kto tam jest na szczycie tabeli? Legia, a w niej broni Dusan Kuciak – Słowak. Lech? Jasmin Burić – Bośniak. Polonia ma Przyrowskiego i Pawełka, do kompletu brakuje im jeszcze tylko Cabaja.

Na tym tle nawet kandydatura Macieja Mielcarza z Widzewa wygląda rozsądnie. Chociaż pamiętajmy, że nawet bardzo udany rok w wykonaniu tego piłkarza nie zmieni faktu, że to wciąż ten sam Mielcarz, przy którym każde dośrodkowanie wygląda groźnie. Ostatnio Rafał Gikiewicz posadził w dwóch meczach na ławce Marijana Kelemena, ale to chyba zbyt mało, żeby wysyłać mu powołanie. Natomiast młody Łukasz Skorupski z Górnika jest – no cóż – młody i też popełnia błędy.

To kto gra?

Zostały jeszcze dwie kandydatury. Jedna nieco poważniejsza, druga to raczej ciekawostka mająca ustawić nieco w perspektywie sytuację Tytonia. Zaczniemy właśnie od tej drugiej, od Filipa Kurto. Kto to? Były bramkarz Wisły Kraków. Pod Wawelem się nie nagrał. Dwa mecze (w tym jeden niepełny) w Ekstraklasie w minionym sezonie. Nawet w sparingach nie mógł złapać rytmu, bo testowano kolejnych kandydatów na krakowskiego zbawiciela.

Ale mimo to znalazł się na niego ktoś chętny. Latem wygasł mu kontrakt z Białą Gwiazdą, a nowy Polak podpisał już w Holandii, z grającą w Eredivisie Rodą Kerkrade. Co ciekawsze, z miejsca wskoczył do pierwszego składu i póki co zagrał we wszystkich 11 kolejkach. Początki miał nieciekawe. Kilka wpadek i piłkarskie baty zebrane od potentatów z Eindhoven (5 bramek) i Alkmaar(4 bramki).

Ale oprócz tego puścił tylko 7 bramek w pozostałych 9 spotkaniach – co godne podkreślenia – w drużynie broniącej się przed spadkiem. W dodatku z 4 starć wyszedł z czystym kontem. Przy dorobku Tytonia występującego w bardzo mocnym PSV, dokonania Kurto wyglądają więcej niż solidnie. Mimo to Kurto to niedoświadczony młokos, który jeśli zbierze bramkarskie szlify, to może kiedyś zapuka do reprezentacji.

Prędzej powołanie można by wysłać do Pawła Kieszka. Kieszek latem zwolnił Kurcie miejsce w Kerkrade, gdzie zagrał w 25 meczach, wcześniej wygrzewał siedzenia na ławce rezerwowych i trybunach FC Porto. Teraz wrócił do innej portugalskiej drużyny – Vitorii Setubal. Po tym jak pierwszy bramkarz puścił 5 bramek z Benficą, trener dał szansę Polakowi, a ten ją zdecydowanie wykorzystał. W ciągu 6 spotkań wyrósł na lokalnego bohatera, trzy razy zachował czyste konto, w tej kolejce pomógł pokonać Sporting.

To trochę smutne, że po 6 udanych meczach Kieszek jest kandydatem numer 3 do bramki reprezentacji Polski, ale tak właśnie wygląda na dzień dzisiejszy osławiona polska szkoła bramkarska. W marcu może nie być kim grać. I choć powołania dla takiego Kieszka czy Skorupskiego brzmią jak świadome dewaluowanie rangi reprezentanta, to w moich oczach są koniecznością.

Lepiej dać im teraz szansę na kontakt z pierwszą reprezentacją, obejrzeć z bliska i ocenić, niż potem wybierać po omacku pierwszego bramkarza na mecze eliminacyjne. Jak już napisałem, może problemu nie będzie, może nasi bramkarze wrócą na właściwe tory. Ale równie możliwe, że będziemy wybierać między rezerwowym Tytoniem a rezerwowym Szczęsnym i po omacku będziemy szukać alternatywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz