Jeszcze kilka miesięcy
temu nikt nie ważyłby się zakończyć tego zdania znakiem
zapytania. Dzisiaj patrzę na powołania Waldemara Fornalika i
odczuwam delikatny niepokój. Nie chodzi mi o losy starcia z
Urugwajem, to mecz towarzyski – sukcesem będzie, jeśli kilku
piłkarzy potraktuje go poważnie.
Idol "Januszów"
Chodzi raczej o datę 22
marca 2013 roku. Wtedy (o ile pogoda znów nie zaskoczy operatorów
stadionu) Polska będzie podejmować Ukrainę. Kto stanie w naszej
bramce? Kandydatem numer jeden jest Przemysław Tytoń. To niezły
bramkarz, choć uważam, że w Polsce nieco przereklamowany. Stał
się idolem "Januszów", od kiedy obronił jedenastkę
przeciwko Grecji, ale prawda jest taka, że na przedpolu jest mocno
niemrawy. Klasą światową bym go nie nazwał.
Jest też jeszcze jedna
kwestia, doskonale znana kibicom, ale dla "Januszów"
mogąca być rewelacją. Otóż Tytoń stracił miejsce w bramce PSV
Eindhoven. Polak zagrał w pierwszych 5 kolejkach, puścił w sumie 6
bramek, raz zachował czyste konto i po porażce z Utrechtem Dick
Advocaat zrezygnował z usług naszego reprezentanta. Teraz między
słupkami PSV stoi Boy Waterman, który w 6 meczach tylko 3 razy
wyciągał piłkę z siatki i aż 4 razy zachował czyste konto.
Mecz z Utrechtem odbył
się 16 września. Tamten dzień od 22 marca dzieli ponad 6 miesięcy.
Jeżeli do tego czasu Tytoń nie podniesie się z ławki, główny
kandydat do bronienia w kadrze będzie miał za sobą półroczny
okres bez regularnej gry o stawkę. Raczej kiepska perspektywa. Na
Urugwaj Fornalik powołał jednak jeszcze tylko Tomasza Kuszczaka.
Brytyjska alternatywa
Do Kuszczaka nic nie mam.
Dobry bramkarz – bazujący bardziej na wyszkoleniu niż na
bramkarskim szaleństwie (jak np. Artur Boruc), a przy tym obdarzony
genialnym refleksem na linii. Broni co prawda tylko w Brighton &
Hove – aktualnie 8. pozycja w Championship – ale przynajmniej gra
regularnie i to z pozytywnym skutkiem. Komplet 15 występów, 11
puszczonych goli i 5 razy zachowane czyste konto.
Jest jeszcze Wojciech
Szczęsny. Ostatnio kontuzjowany, ponoć już w treningu, ale ani w
lidze przeciwko Manchesterowi, ani wczoraj przeciwko Schalke, nie
usiadł nawet na ławce. Jego nieobecność wśród powołanych nie
dziwi. Pytanie brzmi - czy jego nazwisko będzie figurowało w
powołaniach na Ukrainę? W okresie poprzedzającym kontuzję Arsene
Wenger o Polaku nie wyrażał się już tak ciepło, jak kiedyś, a
ostatnio niemal zupełnie o nim zapomniał.
Przed Euro Szczęsny w
klubie występował pomimo urazu, choć był niemal wykluczony z
treningów. Nowy sezon rozpoczął w wyjściowym składzie, po jednym
meczu na dwa zniknął z klubowej kadry ze względu na drobny uraz.
Wrócił w starciu z Southampton i choć Arsenal wygrał wysoko, to
stracił jedną bramkę po kiksie Szczęsnego. Następnego dnia
okazało się, że Polak ustąpi miejsca Vito Mannone w meczu Ligi
Mistrzów. Powód? Kontuzja, której nabawił się jeszcze przed
meczem ze Świętymi.
Pod koniec września w
klubie przewidywano, że Polak do gry wróci za 2-3 tygodnie. Mamy
listopad, Szczęsny w pełnym treningu jest od zeszłego
poniedziałku, ale nie usiadł jeszcze nawet na ławce. W pierwszym
składzie pewniakiem jest Mannone, który zbierał pochwały od
szkoleniowca jeszcze przed meczem z Southampton. W tym sezonie Włoch
zagrał już 8 spotkań w lidze. Puścił co prawda 7 bramek, ale 5 z
nich w starciach z ligowym topem – United, City i Chelsea. Do tego
trzeba pamiętać, że gromy po tych meczach leciały głównie w
kierunku defensorów.
Może niepotrzebnie się
martwię, może w sztabie Kanonierów po prostu dbają o zdrowie
Polaka. Ale jeżeli szybko nie wróci do pierwszego składu, będziemy
mieli kolejny poważny znak zapytania. W wariancie optymistycznym
Szczęsny i Tytoń do marca wrócą do regularnego grania. Ale trener
kadry powinien brać pod uwagę także wariant pesymistyczny.
Co jeśli Waterman i
Mannone na dłużej zajmą miejsce w składach swoich drużyn, co na
dziś wcale nie wydaje się takie nieprawdopodobne? Zostajemy z
jednym Kuszczakiem. A co jeśli i jemu przytrafi się kontuzja albo
zniżka formy? Mamy dwa terminy spotkań towarzyskich, żeby chociaż
przyjrzeć się kandydatom – jeden teraz w listopadzie i jeden w
lutym.
Z jednej strony niedobrze,
że trener nie powołał nikogo poza Tytoniem i Kuszczakiem. Nie
oczekiwałbym nawet, że taki zawodnik dostałby szansę gry, ale
powołać by nie zawadziło. Z drugiej strony – kogo Fornalik
miałby właściwie powołać? Tytoń, Kuszczak, Szczęsny, a potem
długo, długo nic.
Łukasz Fabiański? W
Arsenalu od dawna boczny tor, w dodatku kontuzja i konieczność
operacji. Trenować zacznie prawdopodobnie w lutym. Artur Boruc?
Znalazł sobie wreszcie klub – Southampton. Chłopiec do bicia, ale
chociaż w Premiership. Niestety Boruc zagrał dwa razy, puścił 6
bramek i odreagował rzucając czymś we własnych kibiców. Teraz
zastanawiają się w klubie – co z nim dalej zrobić.
Grzebanie w odpadkach
A jak tam nasi młodzi
zdolni? Grzegorz Sandomierski wyjechał rok temu do belgijskiego
Genku. Miejsca nie zagrzał, poszedł na wypożyczenie do
Jagiellonii. Trochę u nas pograł, wrócił z wypożyczenia i
natychmiast wysłano go na kolejne. Tym razem kierunek to Wyspy
Brytyjskie, konkretniej grające w Championship Blackburn Rovers.
Rovers pomału zbierają się do powrotu do najwyższej klasy
rozgrywkowej, a Sandomierski gra... W rezerwach. A przynajmniej grał,
bo niedawno ktoś przejechał mu w meczu butem po twarzy i Polak
wylądował w szpitalu.
Jest ktoś jeszcze? Jak
tam Esensej de Casa, szerzej znany(?) jako Wojciech Pawłowski? Ano,
przyspawał się do ławki włoskiego Udinese. To może poszukajmy w
Polsce? Kto tam jest na szczycie tabeli? Legia, a w niej broni Dusan
Kuciak – Słowak. Lech? Jasmin Burić – Bośniak. Polonia ma
Przyrowskiego i Pawełka, do kompletu brakuje im jeszcze tylko
Cabaja.
Na tym tle nawet
kandydatura Macieja Mielcarza z Widzewa wygląda rozsądnie. Chociaż
pamiętajmy, że nawet bardzo udany rok w wykonaniu tego piłkarza
nie zmieni faktu, że to wciąż ten sam Mielcarz, przy którym każde
dośrodkowanie wygląda groźnie. Ostatnio Rafał Gikiewicz posadził
w dwóch meczach na ławce Marijana Kelemena, ale to chyba zbyt mało,
żeby wysyłać mu powołanie. Natomiast młody Łukasz Skorupski z
Górnika jest – no cóż – młody i też popełnia błędy.
To kto gra?
Zostały jeszcze dwie
kandydatury. Jedna nieco poważniejsza, druga to raczej ciekawostka
mająca ustawić nieco w perspektywie sytuację Tytonia. Zaczniemy
właśnie od tej drugiej, od Filipa Kurto. Kto to? Były bramkarz
Wisły Kraków. Pod Wawelem się nie nagrał. Dwa mecze (w tym jeden
niepełny) w Ekstraklasie w minionym sezonie. Nawet w sparingach nie
mógł złapać rytmu, bo testowano kolejnych kandydatów na
krakowskiego zbawiciela.
Ale mimo to znalazł się
na niego ktoś chętny. Latem wygasł mu kontrakt z Białą Gwiazdą,
a nowy Polak podpisał już w Holandii, z grającą w Eredivisie Rodą
Kerkrade. Co ciekawsze, z miejsca wskoczył do pierwszego składu i
póki co zagrał we wszystkich 11 kolejkach. Początki miał
nieciekawe. Kilka wpadek i piłkarskie baty zebrane od potentatów z
Eindhoven (5 bramek) i Alkmaar(4 bramki).
Ale oprócz tego puścił
tylko 7 bramek w pozostałych 9 spotkaniach – co godne podkreślenia
– w drużynie broniącej się przed spadkiem. W dodatku z 4 starć
wyszedł z czystym kontem. Przy dorobku Tytonia występującego w
bardzo mocnym PSV, dokonania Kurto wyglądają więcej niż solidnie.
Mimo to Kurto to niedoświadczony młokos, który jeśli zbierze
bramkarskie szlify, to może kiedyś zapuka do reprezentacji.
Prędzej powołanie można
by wysłać do Pawła Kieszka. Kieszek latem zwolnił Kurcie miejsce
w Kerkrade, gdzie zagrał w 25 meczach, wcześniej wygrzewał
siedzenia na ławce rezerwowych i trybunach FC Porto. Teraz wrócił
do innej portugalskiej drużyny – Vitorii Setubal. Po tym jak
pierwszy bramkarz puścił 5 bramek z Benficą, trener dał szansę
Polakowi, a ten ją zdecydowanie wykorzystał. W ciągu 6 spotkań
wyrósł na lokalnego bohatera, trzy razy zachował czyste konto, w
tej kolejce pomógł pokonać Sporting.
To trochę smutne, że po
6 udanych meczach Kieszek jest kandydatem numer 3 do bramki
reprezentacji Polski, ale tak właśnie wygląda na dzień dzisiejszy
osławiona polska szkoła bramkarska. W marcu może nie być kim
grać. I choć powołania dla takiego Kieszka czy Skorupskiego brzmią
jak świadome dewaluowanie rangi reprezentanta, to w moich oczach są
koniecznością.
Lepiej dać im teraz
szansę na kontakt z pierwszą reprezentacją, obejrzeć z bliska i
ocenić, niż potem wybierać po omacku pierwszego bramkarza na mecze
eliminacyjne. Jak już napisałem, może problemu nie będzie, może
nasi bramkarze wrócą na właściwe tory. Ale równie możliwe, że
będziemy wybierać między rezerwowym Tytoniem a rezerwowym
Szczęsnym i po omacku będziemy szukać alternatywy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz